Tokyo Ghoul √A


Niby zamierzam napisać recenzję do Tokyo Ghoul 2, ale wiem doskonale, że nie dam rady zawrzeć w niej tego, co naprawdę bym chciała wam przekazać. To jedno z tych anime, których nigdy nie uda mi się ocenić, bo nie da się tak naprawdę znaleźć słów na uczucia, które towarzyszyły mi przy ich oglądaniu. Obie serie TG cieszą się sławą "typowych przeciętniaków". Wiecie dlaczego? Ponieważ ludzie patrzą na nie dosłownie. Ja od samego początku oglądania tej historii widziałam w niej wielką, niepojęcie rozbudowaną metaforę, składającą się z kolejnych miniaturowych przenośni, co było w moich oczach cudownym misternym majstersztykiem - dla mnie twórcy (głownie Sui Ishida, autor) pokazali klasę i wyczucie smaku tworząc Tokyo Ghoul. Pragnę zaznaczyć, że interpretacja metafor zawartych w tym dziele jest całkowicie "moja", co oznacza, że wasza - indywidualna - również jest dobra i tak naprawdę nie ma jednej, właściwej, lecz wszystkie skupiające się w jednym punkcie. Zakładam również, że mieliście już styczność z pierwszym sezonem :)




Kończymy sezon pierwszy: Kaneki w wyniku tortur doznaje nadnaturalnej przemiany osobowości, czego symbolem są jego białe włosy - oznaczają ból i dojrzałość, pokazują, że stał się ghoulem w pełnej krasie - zabójcą, pożeraczem ludzi - teoretycznie jego człowieczeństwo powinno zniknąć. Mimo tego, w odcinkach późniejszych odkrywamy, że tak naprawdę wiele pozostało w nim starego, poczciwego Kanekiego, którego priorytetem było bezpieczeństwo przyjaciół. Zostawia on jednak Anteiku i opowiada się po stronie organizacji, której działania są niezrozumiałe i zawiłe. Samo odejście głównego bohatera jest wielkim znakiem zapytania i tak naprawdę cała seria to jedne wielkie "CO?". W sumie nie wiemy, czy przez przyłączenie się do tych ludzi Kaneki chciał zapewnić bezpieczeństwo Touce oraz reszcie z ekipy "zaparzaczy kawy" i jakie właściwe kierowały nim pobudki. Domysły, domysły... to trochę mało, prawda?




Na scenę wkracza wiele nowych postaci i tak naprawdę zamiast ubarwić serię tylko utrudniają one oglądanie - pojawia się więcej wątków, które nie zostają wyjaśnione, w tle pozostają te niedokończone... Rozwija się relacja porucznika Amona i jego podopiecznej Akiry, lecz nie zachodzi ona zbyt daleko. Poznajemy jednookie siostry-ghoule: Nashiro i Kuronę, które mogłyby przybliżyć nam przeszłość Juuzo, jednak nasz artysta-zszywacz Suzuya je zabija i sam kończy wątek o sobie. To samo tyczy się Touki i jej brata Ayato - niby przybliżono nam ich losy, a i tak niewiele z tego wiem (może to moja pamięć jest wyjątkowo zawodna). Możemy też podziwiać, jak ewoluuje kagune Kanekiego - niestety nie w pełni (w mandze widać więcej, inaczej...) i tak właściwie nie wiadomo co wpływa na to, że ewoluowanie w ogóle zachodzi. W miarę przejrzyście przedstawiono dzieje pana Yoshimury, właściciela kawiarni Anteiku. Największą porażką w moim odczuciu jest postać Touki. Dlaczego nie mogła dobiec do Kanekiego? Dlaczego przy spotkaniu go nie przytuliła, tylko uderzyła? Co jest z nią nie tak i jaką jest metaforą?


Więc, chociaż tak naprawdę historia wydaje się być kompletnym dnem - dodatkowo spartaczonym na polu animacji (ah, te tragiczne walki, od których oczy bolą...) w sezonie drugim - ma ona w sobie coś, co porusza. Trudno mi jest to zlokalizować i zdefiniować. Czemu Tokyo Ghoul, które w najlepszym wypadku można określić jako "przeciętne" tak strrasznie mi się podoba? Czemu ten idiotyczny koniec, którego przenośnia jest tak trudna do zrozumienia (Kyo nie może pojąć, czemu to się tak smutno skończyło...) wydaje mi się taki... piękny? Prawdziwy? 


Bo dla mnie ghoule stały się metaforą ludzi, którymi zawładnęły ich demony, potwory. Pozwolili im wyjść na wierzch (w formie kagune i żądzy głodu), lecz tak naprawdę w głębi siebie pozostali podatni na zranienia i delikatni, jak cienkie szkło: potrzebujący stale ciepła, miłości i zrozumienia. Byli tacy ludzcy na tle prawdziwych ludzi (oficerowie walczący kagune odebranymi martwym ghoulom), którzy potrafili zachowywać się, jak bestie w ludzkiej skórze, targani przez ich własne pragnienia. Czym tak naprawdę się od siebie różnili? To anime pokazało, że ludzie potrafią zachowywać się, jak nie-oni, jak potwory, że każdy z nas ma w sobie "ghoula", swego rodzaju "ciemną stronę"... i, że jednocześnie pozostajemy nieskalani, jak dzieci: nosimy w sobie czyste pragnienia - dobra, przyjaźni, miłości, szczęścia...


[Spojler] Totalnym CRUSH'em dla mnie była śmierć Hide, którego ignorowałam (prawie) przez całe anime, a który okazał się kluczem do serca Kanekiego: relacja tej dwójki była absolutnie czysta, niesamowicie piękna i autentyczna; pozostawiała za sobą normy i ograniczenia ukształtowane przez społeczeństwo, ignorowała wszelkie mury - Kaneki i Hide nie byli ghoulem i człowiekiem - byli przyjaciółmi. To było takie piękne, że do tej pory pęka mi serce kiedy oglądam końcową scenę...



Pozostaję pochylona w ukłonie dla muzyki: openingu z metaforą; zapadającym w pamięć soundtrackiem; absolutnie genialnym utworem "Glassy Sky"; pięknie wyeksponowanym pierwszym openingiem "Unravel" wyśpiewanym acoustic w ostatniej, poruszającej serce scenie - wszystko to chodzi za mną i nie ma dnia, żebym nie miała w myślach jakiegoś fragmentu z tej ścieżki dźwiękowej. Oto one:

White Silence:

Glassy Sky:

Unravel (acoustic):

Scena finałowa:

Opening:

Gomene, za taką "śmieciową" recenzję,
(pełną spojlerów w dodatku...)
która jest bardziej uporządkowaniem moich myśli i odczuć odnośnie tego tytułu,
niż jego trzeźwą oceną...
Jeżeli ktoś z załogi chciałby jednak opisać ten sezon TG 
i lepiej wszystko przybliżyć - proszę się nie krępować, pisać, to usunę ten post :)

Kyoko Iseki
na zakończenie, żebyście się czasem nie odwodnili *sarkazm*

Komentarze

  1. Jak już chyba zdążyłam napisać na wszystkich blogach, które obserwuję ja ogólnie nie przepadam z Tokyo Ghoul a tematyka tego tytułu zupełnie mi nie podeszła, jednakże gdybym miała wybierać to bardziej podobał mi się właśnie sezon 2. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, chyba mi również sezon 2 bardziej przypadł do gustu, chociaż były odcinki, które okropnie mi się nie podobały... i nie mogłam znieść poziomu animacji podczas walk XD

      Usuń
  2. Nie podeszło mi to anime, ale ta recenzja jest świetna!

    http://cute-world-by-iris.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję się bez bicia, że pisałam tę recenzję bez przypominania sobie chociaż trochę fabuły itp., a oglądałam je już dawno i zakładałam, że wszyscy będą mnie poprawiać w komentarzach XD Miło mi więc Iris, że piszesz takie miłe słowa odnośnie recenzji :))

      Usuń
  3. Powiem ci Kyoko-chan tak. Rozumiem jak teraz się czujesz po obejrzeniu czegoś co tak bardzo pokochałaś. Pewnie dochodzisz teraz do siebie. Choć faktycznie trochę spoilerów tutaj dodałaś to ogólnie notka bardzo mi się spodobała. Zgadzam się również z tobą. Bardzo masz fajny pomysł że te anime to przenośnia gdyż sama tak myślałam. Faktycznie 2 sezon był bardzo smutny chociaż miał kilka niedociągnięć. I jeszcze jedno. Z muzyką to ja się ożenię. Od pierwszego usłyszenia pokochałam ścieżkę dźwiękową. To tak na podsumowanie. Zgadzam się z twoją recenzją w 100% i powiem Ci szczerze że naprawdę fajnie się czytało twoje myśli ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z TG mam tak samo, jak z Wolf's Rain czy Zankyou no Terror - po nich moje uczucia zawsze będą w chaosie :) Skończyłam ten sezon już dawno, a widać, że nadal oddziałuje na moje myśli ^^ Cieszę się, że zgadzasz się z moją recenzją i podzielasz entuzjazm wobec oprawy muzycznej :D arigatou za komentarz ♥

      Usuń
  4. Ostatni obrazek wyciska łzy ;; Serio... ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no dokładnie ;_; jak pierwszy raz to zobaczyłam to myślałam, że umrę na odwodnienie ;_;

      Usuń
  5. Jestem tego swiadoma, ze anime nie jest niewiadomo jak dobre, ale rpzyznam ze mnie również w pewnym sensie zachwyciła, zaciekawiło, uwielbiam to anime <3
    yukinephoto.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz